piątek, 31 lipca 2015

Małpa, banan, kij.

Pojechłam oglądać małpki. W Ubud jest takie miejsce, dżungla ze świątynią i 600 szarych małpek pozbijanych w małe grupy i większe społeczności. Monkey Temple. Monkey Forest. Wszyscy lubią oglądać ten cyrk więc jest dużo turystów. A że przy okazji można zrobić na nich interes to sprzedaje się banany na sztuki i w kiściach. Straganu z bananami pilnuje pani z kijem, czasem dwie panie. Sprzedają banany i nie informują z czym za chwilę turysta będzie się mierzyć. Sadowię się wygodnie na murku żeby obserwować. Ze mną obserwują małpy. Widzą kto kupuje i gdzie chowa banany. Nie raz oberwały kijem więc do straganu małpy nie podchodzą. Nie muszą. Większość ludzi myśli sobie 'Dam małpce banana' i odchodzi od stoiska w podskokach nie rozglądając się na boki. Nawet nie zdąży sobie wybrać małpki, małpka wybiera. Podchodzi i albo wyciąga banany z ręki, albo z kieszeni albo z plecaka. Zaskoczenie u turysty jest duże. To małpa potrafi odsuwać zamki, rozpinać guziki? Potrafi.

Piękna dziewczyna w kusych spodenkach na gumkę kupuje dwa banany. Dla dwóch najładniejszych małpek. Odchodzi ścieżką i widzę jak na dwóch nogach idzie za nią pokaźny samiec. Łapie za spodenki lewą ręką ściągając je do kolan i odsłaniając kształtną pupę z kusych majtkach. Prawą próbuje wyciągnąć dwa banany z jej ręki. Dziewczyna jest zaskoczona, jednocześnie próbuje podciągnąć spodenki i nie oddać bananów. To nie dla niego. Małpie się to nie podoba. Szczerzy zęby. Panie ze straganu krzyczą 'Rzuć banany, rzuć baaaaaannnnany!!!'. Dziewczyna rzuca, małpa puszcza spodenki, gumka strzela, dziewczyna szybko je podciąga. Jeszcze szturchnięciem stopą probuje ocalić jednego banana, żeby odkopnąć go dalej, podnieść i zabrać dla innej małpy, ale duży samiec jej nie pozwala na tę sprytną akcję. 

Te małpy są wykarmione i zdrowo wyglądające. Po drodze do świątyni widze słodkie ziemniaki, kukurydze i papaje zamknięte w klatkach przed małpami. Jak przychodzi odpowiednia pora przychodzi pracownik, otwiera klatkę, sieka warzywa, owoce, rzuca na ziemię. Turyści się zatrzymują, podnoszą wybrany kawałek, żeby pokarmić małpki z ręki. I czasem robią bardzo głupie rzeczy. Jak starszy pan zachęcany przez dwóch kolegów "Weź kukurydzę i wyciągnij rękę wysoko do góry". Pan siada na ławce. Koledzy podają kawałek kukurydzy, pan wyciąga rękę w górę. Średniej wielkości sympatyczna małpka wspina sie po nim, wyjmuje kukurydzę z ręki, siada na gałęzi za nim. Koledzy dopingują dalej. Kolejny kawałek kukurydzy w ręce wyciągniętej wysoko w górę. Małpa siedząca za panem wyciąga mu ją z ręki bez wspinaczki, pomimo że jeszcze nie skończyła swojego pierwszego kawałka. Nie tak miało być. Koledzy dopingują znowu. Trzeci kawałek i chyba nadzieja, ze jakaś inna małpka pokaże swoje akrobatyczne umiejętności. Małpa na gałęzi z dwoma kawałkami kukurydzy sięga po trzeci, starszemu panu się to nie podoba więc zaciska w dłoni kukurydzę. Małpie też się to nie podoba więc go pogryzła. Pan sie zrywa na równe nogi, dopingujący koledzy otaczają go kołem, krew leci z małego i serdecznego palca. Nie mogę się nadziwić głupocie, bo szczepienia przeciwko wściekliźnie pan zapewne nie ma. 10 minut pózniej z megafonów w dżungli pani z fatalnym angielskim prosi o szczególną ostrożność przy karmieniu małp i mówi o zagrożeniu wścieklizną.

Kiedym mam już wychodzić z parku mijam rodziców dających małej dziewczynce banana w rękę i pokazują palcem w kierunku małej małpki, która siedzi jakieś 15 metrów od nich. Dziecko biegnie do małpki, a mi oczy robią się okrągłe jak talerze. Ze zdziwienia. I smuci brak wyobraźni.  Nagle twarzą w twarz z dzieckiem, jakby znikąd, staje najwieksza małpa z całej dżungli. Dzieciak chce dać banana tej małej małpce,
do której biegło, więc nawet nie myśli o oddaniu owocu dużej i agresywnej. Małpa wyrywa banana popychając dziewczynkę. Rodzice są na tyle daleko, że przyspieszają  kroku. Wystraszone dziecko, które dosyć szybki zbiera się z wywrotki i leci z płaczem do rodziców. Pewnie szybko nie da się namówić na karmienie zwierzątek. I tak sobie myślę, że ludzie nawet mogą być większą atrakcją w tym lesie, a zwłaszcza ich niefrasobliwość. 

Ubud, Bali, Indonezja Maj 2015


środa, 29 lipca 2015

Jakby początek. Dzień dobry!

Bardzo lubiłam pisać dla F5. Nie było w tym regularności, ale był zapał. Jednak czasem to za mało, gdy nadchodził tekst jakby przeterminowany. Chyba właśnie przez 'nieświeżość' niektórych zapisków współpraca nam stanęła. I nawet wiem gdzie - między Kalifornią a Nową Zelandią. Starałam się robić przesyłki najświeższe z możliwych, ale nie jest to łatwe jak dynamicznie się przemieszczam. Czasem kończyłam tekst już w innym kraju, chociaż emocje i opis były bieżące, ale miejsce już nie. Czasem czekałam na wenę. Wtedy to była amba niestety, bo musi wena przyjść, a amba przejść. A czasem sama redakcja kisiła mój tekst przez tygodnie, bo nie było jak go puścić w eter.

Jeśli ktoś mnie śledził tylko na F5 to myśli, że umarłam. Gdzieś w okolicach Wielkiego Kanionu. A tu proszę: mam się dobrze i już drugi rok w drodze. I tak sobie pomyślałam, jeszcze w Australii, że nie będę cisnąć F5 pomimo, że kocham. Odpuszczę, żeby pisać kiedy chcę, jak chcę, wrzucać nawet najstarsze suchary z zeszłego roku, jeśli mi przyjdzie na to ochota. Będę mieszać kraje i daty, bo mam cichą nadzieję, że te moje teksty są uniwersalne i czyta je sie dobrze bez względu czy zdarzyły się wczoraj w Pinang czy rok temu na Hawajach. Czy czytasz je dzisiaj czy przeczytasz w 2023, bo cytując za F5: ten feed jest o tym, co w jej trakcie (podróży dookoła Świata) Mila widzi, czuje i myśli. Chociaż będę tęsknić za "Mila, kiedy tekst?". 

A jaki piękny był mój feed i jakie fajne jest F5 można zobaczyć/poczytać tu:

Love, peace & Mila
George Town, Penang, Malezja
lipiec 2015